Wypływamy na Ocean Indyjski!

6 dni przerwy w Darwin upłynęło mi na intensywnych pracach na jachcie. Najbardziej czaso- i energochłonna była wymiana w pojedynkę rolera genui. Mimo że stary roler jeszcze działał, to zdradzał już oznaki zmęczenia i nie chciałem ryzykować awarii w jakiejś mniej cywilizowanej części świata.
Radiowa prognoza pogody w Darwin nagrana jest chyba na stałe. Temperatura 33-35 stopni w cieniu i cały czas słońce na bezchmurnym niebie. 2 dni pracy na odsłoniętej kei z bezlitosną lampą nad głową dały mi się mocno we znaki. Co 2 godziny musiałem robić przerwy, podczas których polewałem się wodą. W tym czasie wypiłem też pewnie z 15 litrów wody. Zamontowałem też 5 nowych paneli słonecznych o mocy 550 watów. Tak więc Crystal dysponuje obecnie 900 watami paneli i 500-watowym generatorem wiatrowym, co czyni ją małą elektrownią ze źródeł odnawialnych.
Darwin jest małym miastem i wieść o polskim jachcie rozeszła się szybko. Wieczorem na pokładzie odwiedziła nas grupa młodych Polaków, którzy na Jawie, Trabantem i Maluchem przemierzają świat. Jeden z nich wcześniej przejechał całą Amerykę Południową w siodle traktora Ursus. Dowiedzieliśmy się między innymi, że maszyna ta według danych producenta rozpędza się do prędkości 29,3 km/h, jednak z górki pójdzie nawet 33 km/h!

Po prawie całonocnych morsko-lądowych opowieściach ciężko było wstać na umówioną na 8.30 odprawę w urzędzie celnym. W końcu się udało i o 9 mieliśmy już pozwolenie na wyjście w morze. Został już tylko jeden drobny szczegół. Zakup zaprowiantowania dla 7 osób na 7 tygodni i zaształowanie go na jachcie.  Były to trzecie tak wielkie zakupy w historii Crystal. Wieczorem wszystko wreszcie było poupychane po wszelakich dostępnych zakamarkach, a jacht wyraźnie siadł w wodzie. Byliśmy gotowi do wyjścia na Ocean Indyjski!

I tak w środę przed południem ponownie przeszliśmy przez śluzę i po paru godzinach żeglowaliśmy już po wodach Morza Timor. Naszym pierwszym przystankiem była oddalona o niecałe 500 mil niezamieszkała rafa Ashmore. Są to tereny australijskie i mimo iż niezamieszkałe to cały czas stacjonują tu na zmianę statki służby celnej. Już w trakcie pierwszej doby mieliśmy pierwsze drobne sukcesy wędkarskie. Najpierw złapał się nam mały Bull Shark, którego od razu uwolniliśmy, a następnie mała makrela. Całą drogę płynęliśmy szybko i pokonanie 500mil zajęło nam trochę ponad 3 doby.  Codziennie byliśmy na radiu odpytywani przez australijski samolot zwiadowczy. Widać mocno walczą tu z przemytem i nielegalnymi imigrantami.

Na podejściu od razu zostaliśmy wywołaniu na radiu przez czujnych Customs, z którymi ustaliliśmy kontrolę paszportową na kolejny ranek. Dobrze, że Australijczycy oznaczyli tu podejście do bojkowiska czytelnymi tyczkami, bo moja niezawodna do tej pory mapa c-map pokazywała tu straszne głupoty. Około 18 byliśmy już zacumowani i wszyscy rzucili się do wody. Na pierwszy rzut oka okolica wyglądała naprawdę rajsko. Po orzeźwiającej kąpieli przy jachcie wieczór upłynął nam pod znakiem “za cudowne ocalenie”. W niedzielę rano celnicy zrobili nam niespodziankę i zamiast o umówionej 10 zjawili się na jachcie już o 8 rano. Formalności poszły sprawnie i chwilę później pędziliśmy pontonem ku turkusowej wodzie okalającej malutką West Islet.

Poza celnikami byliśmy na rafie zupełnie sami i wszystkie te tropikalne cuda mieliśmy wyłącznie dla siebie. Ciężko nazwać West Islet wyspą. Jest to ciągnąca się na pół mili łacha piachu porośnięta niskimi krzewami i dwoma palmami. Na Ashmore Reef są jeszcze 2 takie łachy: Middle oraz bardzo kreatywnie – East Islet.  Na ląd można tu zejść tylko na zachodniej wyspie. Reszta rafy to ścisły park narodowy. West Islet otoczona jest przez płytkie turkusowe wody, które roją się od żółwi. Na plaży było widać liczne ślady ich wędrówek. Rozkoszowaliśmy się tymi widokami, nurkowaliśmy i plażowaliśmy. Jednak po paru godzinach brak cienia zmusił nas do odwrotu na jacht. Rafa Ashmore przypomina trochę Chesterfield z tą różnicą, że tu jest dużo mniej ptaków.

Spędziliśmy jeszcze jeden dzień w tym raju, po czym wzięliśmy kurs na odległą o 1050 mil Wyspę Bożonarodzeniową.